niedziela, 31 stycznia 2016
czwartek, 28 stycznia 2016
Pierwsze moto...
Pod koniec ubiegłego sezonu, coś strzeliło mi do przysłowiowego łba. Zamieniłem swoje dupowozidło Yamaha T-Max 500 na swoje pierwsze "prawdziwe" moto. Ostateczny wybór padł na BMW F800S z 2007r...do tego żółte :) O wyborze tym zdecydowały dwie kwestie. Mam 190 cm wzrostu i jakoś nie mogłem dobrać sobie "japońca", po drugie...spalanie i po trzecie pasek napędowy z jego wygodą. Podobno to miało mało palić, a był to dla mnie istotny argument. W tym czasie sporo kulałem się pomiędzy Trójmiastem a Warszawą. T-Max na dłuższą metę jakoś jak dla mnie w częstych trasach się nie sprawdzał. przy dłuższej jeździe w pozycji krzesełkowej robiło się niezbyt wygodnie.
F odebrałem w okolicach Wrocławia i korzystając z okazji zrobiłem sobie "małą" rundę od Wrocławia po Bieszczady. Nabytek sprawdzał się przyzwoicie ale niestety powychodziło również kilka "kwiatków".
Pierwszym były krzywe przednie tarcze ale to akurat nie był największy problem. Otóż jak wyszło w praniu moto ma problem z pompą paliwa. Skutkowało to gaśnięciem silnika przy redukcji np. Przed skrzyżowaniem na światłach czy też rondzie. Wrażenia bezcenne, zwłaszcza gdy zdążyłem w międzyczasie puścić sprzęgło i zablokowało mi tylne koło.
Jednym słowem, sam się nakręciłem i kupiłem "emocjami" Po powrocie do domu i dokładniejszych oględzinach okazało się, że plastiki poklejone i jeszcze kilka innych "mankamentów" do kompletu zanabyłem z dobrodziejstwem inwentarza. Na szczęście mechanicznie w pełni sprawny, lagi proste, rama nie ruszana Uffff. Ale niestety logo na owiewkach oznacza koszty. i z tym się niestety już będę musiał borykać chcąc doprowadzić moto do porządnego stanu.
Subskrybuj:
Posty (Atom)